Danie bardzo wykwintne a zarazem proste. Jego sekretem jest odpowiednio długi czas marynowania, najlepiej do 24h oraz jakość mięsa, o którą w okresie świątecznym nie trudno. Filety śledziowe można kupić w większości delikatesów czy marketów, jednak nie wszędzie znajdziecie mięso certyfikowane przez MSC, czyli organizacje chroniącą zagrożone gatunki ryb i owoców morza. Jest to tym bardziej ważne w okresie przedświątecznym, kiedy ryb kupuje się znacznie więcej, zaś kupując te, łowione na terenie zagrożonym przyczyniamy się do wymarcia tego gatunku. Wyobrażacie sobie święta bez śledzia ? Bo ja nie . Dlatego moi drodzy apeluję, zwracajcie uwagę, pytajcie, czy kupowana przez was ryby lub owoce morza posiadają certyfikat MSC.
Dotyczy to także gatunków zupełnie zagrożonych wyginięciem, jeśli będziemy kupować takie ryby jak dorada, halibut atlantydzki, homar, karmazyn, sola miejmy świadomość, że możemy doprowadzić do ich całkowitego wyginięcia.
Mojego certyfikowanego śledzia kroję w paseczki o szerokości kilu centymetrów, solę, zalewam obficie marynatą z limonki z odrobiną miodu i zostawiam na 24h w lodówce. Marynatę przygotowuję w oddzielnym naczyniu łącząc sok z limonki z odrobiną miodu i pieprzu, całość mieszam do uzyskania jednolitej konsystencji. Dzięki kwasom zawartym w soku z limonki mięso kruszeje i staje się bardzo wyraziste w smaku, dodając miód uzyskasz z delikatnie słodkawym akcent. Po wyciągnięciu śledzi z lodówki przekładam je do innego naczynia i zalewam obficie olejem sezamowym, który jest nie tylko dużo zdrowszy od oleju rzepakowego czy słonecznikowego (zawiera dużo wielonienasyconych kwasów tłuszczowych oraz sezaminę), ma też specyficzny smak, który przełamie nieco kwaskowatość mięsa. Polecam podawać z pieczywem i świeżą natką pietruszki.
Składniki:
- filety śledziowe
- sok z 1 limonki
- łyżka miodu
- sól
- pieprz
- olej sezamowy
- świeża natka pietruszki
Zdjęcia Maciej Drywien